niedziela, 6 października 2013

Chapter 4.

Pick a part, you dream it up
A dark vixen, a Lolita
Oh boy, tell me your fantasy
Tonight's the night I'm dressin" up for you..
~ Katy Perry ~





Późnym wieczorem dotarłam do domu. To są właśnie plusy tego, że rodziców miesiącami nie ma w domu. Pewnie dostałabym ochrzan, za wracanie bez uprzedzenia o.. o dokładnie 2:20. Co robiłam? Wszystko, bo będąc z Brianą i Beth zawsze robimy wszystko. Tak to już bywa z przyjaciółmi.
Usiadłam na krawędzi łóżka i wzięłam na kolana laptopa. Pierwsze co mi się wyświetliło to informacja, że rodzice dzwonili cztery razy. Brawo ja! Nie zwracając na to absolutnie żadnej uwagi zaczęłam przeglądać swój profil na Twitterze. Nagle wyświetliło mi się zdjęcie mamy. Kto by pomyślał, że ta kobieta nie śpi o tak późnej godzinie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.
- Czemu nie śpisz? - zaczęła zbulwersowana. Miłe powitanie, co nie?
- Obudziłam się i nie mogłam zasnąć. - przewróciłam oczami kłamiąc.
- A wcześniej? Dzwoniłam do ciebie i to nie raz! - krzyczałam na mnie jak na dziecko, którym, uwierzcie, że nie jestem.
- Tak, tak. - machałam ręką. - Nie słyszałam.
Mama popatrzyła na mnie wzrokiem, który wypalał dziurę w mojej duszy. Zawsze, powtarzam, zawsze tak robiła gdy sprawdzała czy nie kłamię.
- Okey! - klasnęła wesoło w dłonie. - Z kim wybierasz się na imprezę do Briany?
- Jak to 'z kim'? Sama. To chyba normalne, nie? - wzruszyłam ramionami. Sama nie do końca wiem czemu, ale pierwsza osoba o jakiej pomyślałam to Jason. Dostał zaproszenie na imprezę i zakładam, że z nikim się nie wybiera.
- Jaki Jason? - zaśmiała się mama. O cholera! Myślę na głos? Nie, nie, nie. To jest właśnie jeden z tych momentów kiedy mam ochotę sie rozłączyć i nie tłumaczyć, ale cóż.. to moja matka. A co mówił Jason? Jeśli uwierzą najbliżsi, uwierzy każdy. Wolno mi okłamać kobietę, która dała mi życie? Hah, już nie raz to przecież zrobiłam.
- Wiesz.. - przełknęłam ślinę. - Ja chyba chodzę z Jason'em. Chyba na pewno.
Mama popatrzyła na mnie przez momencik. Tak, znów sprawdzała czy mówię serio czy ją okłamuję.
- Aww! - zabrzmiała tak niesamowicie słodko. - Moja mała dziewczynka dorasta. - zrozumiecie, powiedziała to jak do pięciolatki.
Przewróciłam jedynie oczami i spojrzałam w ślepy punkt na ścianie.
- Zabezpieczasz się? - te słowa uderzyły we mnie jak w dzwon.
- Co? Mamo! - zmarszczyłam brwi.
- Skarbie, masz osiemnaście lat i wolałabym żebyś nie zachodziła teraz w ciążę. - brzmiała wyjątkowo poważnie mówiąc o rzeczach, przy których miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. - Nie popełniaj tego samego błędu co ja. - huh, to był właśnie jeden z najdelikatniejszych sposobów w jaki moja mama mówiła:  To, że jesteś jest przypadkiem.  
- Spokojnie, jestem dziewicą, ok? - westchnęłam znudzona jej gadaniem.
- Rozumiem, na razie uprawiacie seks oralny. Jednak jeśli będziesz potrzebowała to w łazience na dole w szafce za lusterkiem jest paczka prezerwatyw. - zaśmiała się.
Bum! Właśnie wybuchłam. Tak to z nią jest. Milion razy jest coś powtarzam, a ona i tak milion razy podważy moje zdanie. Odpowiedziawszy jej jedynie swoim słynnym "Pff.." zamknęłam laptopa i odłożyłam na szafkę nocną.

*****
Już od rana dzień nie zapowiadał się na najlepszy. Zimno, ponuro i na dodatek deszcz. Nienawidzę deszczu. Ze względu na wilgoć, moje włosy wyglądają jak mop. Ale w końcu miałam okazję by założyć mój nowy, pomarańczowy sweterek, bo przecież każda okazja jest dobra by pokazać się w czymś nowym.
Zeszła przeciągając się do kuchni gdzie zrobiłam sobie śniadanie, i w końcu zamierzałam je zjeść. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.
Od Jason xx: Bądź gotowa za 10 minut. Jestem w drodze.. 

W drodze w sensie, że po mnie? Jedzie po mnie? Po co, przecież ja do szkoły nie idę dłużej niż 5 minut. No, ale skoro musi.
Włożyłam na stopy czarne trampki z ćwiekami, ubrałam skórzaną kurtkę i wyszłam przed dom. Zdążyłam zrobić zaledwie parę kroków w przód by ujrzeć nadjeżdżający samochód Jason'a. Zapamiętać: Dla Jason'a 10 minut i 4 minuty to jedno i to samo. Podeszłam do drzwi od strony pasażera, które moment wcześniej chłopak otworzył dając mi tym samym znak, żebym weszła do środka.
- Cześć. - rzuciłam zapinając pas.
- Cześć Em. - uśmiechnął się i spojrzał w lusterko wyjeżdżając z mojego podwórka.
- Ugh, ile razy mam ci powtarzać jak bardzo denerwuje mnie ta ksywka? - spojrzałam na niego robiąc nadąsaną minę.
Jason bez sensownie przewrócił na mnie oczami po czym ponownie skupił wzrok na drodze.
- Będę ci mówił Em, bo mi się tak podoba. - wybełkotał gdy samochód stanął na czerwonym świetle. - Poza tym zauważ, że ludzie w związkach zazwyczaj mówią do siebie słodkimi ksywkami.
- Może i tak, ale nasz huh.. "związek" to nie prawdziwy związek. - może to i dziwne, ale ja na serio nienawidzę być nazywana "Em", bo to nie przydomek, to przekleństwo.
- Tak, ale nie uważasz, że to zabawne? Cała szkoła widzi między nami miłość, której nie ma i nie będzie. - roześmiał się dodając gazu. W jakiś sposób miał rację. Ludzi jest strasznie łatwo wkręcić, stanowczo za łatwo. Większość z nich jest tak głupia, że wierzą we wszystko. Właściwie to wszyscy są tak samo głupi jeśli uwierzyli w 'Jasemme' przecież to chore.
- To więc od dziś będziesz moim Jasy. - zachichotałam. - Czyż to nie urocze? - ułożyłam usta w dzióbek trzepocząc rzęsami.
- W taki razie ty będziesz Emi. Odpowiada ci? - spojrzał na mnie unosząc brwi.
- Jasne! - klasnęłam podekscytowana w dłonie.
Nagle zorientowałam się, że jesteśmy już na placu szkoły. Całym mokrym placu szkoły. Wszędzie stała woda, koszmar dla moich butów. Wysiadłam z samochodu i nie czekając na Jason'a pobiegłam do budynku by schować się przed deszczem. Korytarze były całkiem puste, żadnej żywej duszy. Rozumiem, że się spóźniłam, pierwszy raz w historii? Odwróciłam się by zobaczyć Jasona odgarniającego swoje mokre włosy.
- Co tu tak pusto? - rozejrzał się dookoła.
- Zgaduję, że lekcje już się zaczęły. - wymamrotałam odchodząc w stronę swojej szafki. Odwróciłam się na moment by zobaczyć Jason'a idącego najprawdopodobniej do sali matematyczne. Ja mam właśnie fizykę, znając panią uczącą tego przedmiotu będę miała nie małą karę za spóźnienie.
- O, panienka Morgan zaszczyciła nas swoją obecnością. - usłyszałam zachrypnięty głos nauczycielki od razu po wejściu do klasy.
- Przepraszam za spóźnienie. - nie patrząc na jej skrzywiony wyraz twarzy udałam się do jedynego pustego miejsca w klasie. Wszystko było by dobrze, ale nic nie było dobrze. Jedyne wolne miejsce było obok tej suki Jady. Co ja takiego zrobiłam, że Bóg mnie tak karze?
Usiadłam odsuwając się na sam róg ławki, nie chcę się od niej zarazić jakąś wścieklizną. Blondynka rzuciłam mi jedynie kpiące spojrzenie i przeniosła wzrok na tablicę. Wiecie co jeszcze mnie zastanawia? Tak, jej ubiór, jak zawsze. Na zewnątrz wiatr szaleje, można zamarznąć, a ona tradycyjnie w spódniczce ledwo zakrywającej jej tyłek i pięknie wyeksponowane piersi. Ja szczerze nic nie mam do jej wyglądu. Jest bardzo ładną niebieskooką dziewczyną. Gdyby tylko zmieniła w sobie kilka, no dobrze, sporo szczegółów mogłabym ją nawet polubić. Nie.. Nie mogłabym.

*****
Z trudem przetoczyłam się przez te wszystkie lekcje. Każda z nich zadawała się być dokładnie na ten sam temat, który znałam już na pamięć. Czułam się dziwnie przygnębiona. Czemu 'dziwnie'? A to dlatego, że nie miałam powodów do bycia w jakikolwiek sposób przygnębioną. To ta pogoda mnie tak przymuliła.
Zakładając kaptur kurki na głowę wyszłam z budynku szkoły. Rozejrzałam się dookoła, ale jedyne co było mi dane zobaczyć to woda. Była dosłownie wszędzie. Ludzie chodząc topili się po kostki w kałużach. Zeszłam powoli po schodach i skacząc między plamami wody udałam się do furtki.

~ Jason POV ~
Stałem oparty o mokre drzwi mojego samochodu i wyszukiwałem wszędzie Emmy. Pomyślałem, że wypada odwieźć ją do domu w taka pogodę. Niespodziewanie podeszła do mnie Jady z przemoczonymi włosami okryta jedynie karmelowym szalem.
- Jason, mógłbyś mi pomóc? - wymamrotała swoim muszę przyjemnym dla uszu głosem.
Westchnąłem przewracając na nią oczami. - W czym?
- Moich rodziców nie ma w domu, a ja zapomniałam wziąć kluczy. Pomyślałam, że może mogłabym zatrzymać się u ciebie. - mówiąc zbliżała się do mnie, a gdy była już niebezpiecznie blisko oparła dłonie na mojej klatce piersiowej.
- Przykro mi Jady, ale mam plany. - chwyciłem za jej nadgarstki, jednak ona chwyciłam mocno moją koszulkę i nie chciała się puścić. Co za podła żmija.
Niespodziewanie przyciągnęła mnie za koszulkę niżej i złączyła nasze usta w niechlujnym pocałunku. Z lekko opóźnioną reakcją odepchnąłem ją od siebie co sprawiło, że dziewczyna zachwiała się na swoich niewiarygodnie wysokich butach. Gdy tylko sie otrząsnąłem zobaczyłem u swojego boku Emmę z szeroko otwartymi oczami i lekko niechylonymi ustami. Ta dziewczyna porusza się jak ninja, raz jest, raz jej nie ma. Przeniosłem wzrok na Jady, która miała swój chytry uśmieszek na twarzy. Wyglądała na niezmiernie z siebie dumną. To całe zdarzenie odebrało mi mowę.  Choćbym chciał coś powiedzieć to nie mogłem. Nagle przed oczami rzuciły mi się kasztanowe loczki Emmy zmierzającej ku Jady.
- Jason jest mój, tknij go jeszcze raz, a nie żyjesz suko! - krzyknęła jej prosto w twarz po czym pchnęła sprawiając, że blondynka upadła tyłem prosto w błotnistą kałuże. Nie było osoby, która nie wybuchłaby w takim momencie śmiechem. Wiecie co, zatkało mnie. Emma to dziewczyna o bardzo nie pozornym wyglądzie. Zawsze taka grzeczna, dobra uczennica, panienka z dobrego domu. Gdyby ktoś mi to opowiadał na pewno bym go wyśmiał, ale kiedy widzę to na własne oczy to już zupełnie co innego.
Szatynka odwróciła się na pięcie twarzą do mnie i zrobiła kilka stanowczych kroków w moją stronę.
- Zostawiłam w twoim samochodzie błyszczy. - spojrzała na mnie tymi swoimi niebiańsko błękitnymi oczami.
- Mogę ciebie i ten twój błyszczyk odwieźć do domu. - puściłem jej oczko.
Emma zaśmiała się zasłaniając usta dłonią. - Jestem dużą dziewczynką i z pewnością sobie poradzę sama.
- A może jednak? - otworzyłem drzwi od strony pasażera i gestem ręki zaprosiłem ją do środka.
Dziewczyna spojrzała na mnie spod uniesionych brwi i wzdychając weszła do samochodu zerkając jedynie ostatni raz na szlochającą Jady całą utaplaną w błocie uciekającą z widoku. Wcale jej się nie dziwię, ja też bym uciekł.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem opuszczając tę zasraną szkołę. Tak, właśnie mamy piątek. To co kocham najbardziej.
- Mama kazała ci przekazać, że pieniądze za opiekę nad Jazzy przesłała na twoje konto. - przerwałem nieco niezręczną ciszę.
- Podziękuj jej ode mnie.- westchnęła.
- Czyli teraz już nie będziesz do nas zaglądać? - nie interesowało mnie to, ale zapytać warto.
- Możliwe, że będę. Bardzo polubiłam Jazzy i chcę nadal się nią zajmować. - uśmiechnęła się do mnie po czym znów zapanowała cisza. Czy tylko ja tego nad życie nienawidzę?
- Hey! - krzyknąłem na co Emma cała podskoczyła.
- Tak? - uniosła jedną brew do góry.
- Bo ja ten..pomyślałem, że może.. masz z kim iść na imprezę urodzinową do Briany? - to była krępująca sytuacja od tak zaprosić taką dziewczynę jak Emma na zabawę.
- Raczej nie. - zaczęła nerwowo bawić się swoimi paznokciami.
- Co ty na to, żebyśmy poszli razem? - szatynka przeniosła wzrok znad swoich dłoni na mnie, a w jej oczach mogłem dostrzec tańczące iskierki szczęścia.
__________________________________________
No i oto kolejny rozdział :)
Już pod koniec zupełnie nie wiedziałam co napisać, wiec wymyśliłam, żeby Jason zaprosił Emme na zabawę. Może być? Mam nadzieję, że się podoba. xx

4 komentarze:

  1. ugusgds, zaprosił ją <3 czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww ... <33 Jakie są z nich słodziakii <33

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest Akjsgdfhagjfgjfgjfgaksldh!! Dopiero znalazłam twojego bloga, ale już mogę ci powiedzieć, że kocham cię najmocniej na świecie ;33 ŚWIETNIE PISZESZ !!! ♥♥ CZEKAM NA NN :33

    OdpowiedzUsuń