I wish time was still,
We'd stay righth here
With time to kill in our hearts without chains
And if time was still
We'd have to fear, or scars tu heal..
- Jak miło, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością panno Morgan. - prychnęła moja nauczycielka chemii gdy spóźniona wbiegłam do klasy chemicznej.
- Bardzo przepraszam, trochę zaspałam. - westchnęłam i próbując uniknąć jej wzroku chciałam przedostać się na swoje stałe miejsce.
- Nie zamierzam tego tolerować. - podniosła na mnie swój oschły, a za razem lekko piskliwy głos. - Marsz do dyrektora i proszę nie wracać na lekcję, dzisiejszy temat za karę nadrobisz sama.
Czy ta kobieta sobie ze mnie żartuje? Z tego co mi wiadomo wyrzucanie uczniów za drzwi jest karalne, ale nie chcę się z nią kłócić.
Posłusznie opuściłam klasę zupełnie nie zwracając uwagi na prześladujące mnie spojrzenia uczniów będących już na lekcji.
Nieśpiesznym krokiem podreptałam na piętro, gdzie znajdował się gabinet pana Greya, dyrektora szkoły. Był to całkiem sympatyczny pan po czterdziestce. Czasami był spokojny do tego stopnia, że mnie to przerażało. Gdyby tak mógł chodź 5% tego spokoju oddać mojej chemiczce byłabym mu wdzięczna do końca życia.
Podchodząc do dużych, dębowych drzwi prowadzących prost do gabinetu pana Greya usłyszałam nieprzyjemny dźwięk jakiś krzyków. Czyżbym się myliła i jest coś co sprawia, że pan spokojny wybucha? Niepewnie zapukałam trzykrotnie do drzwi, po czym usłyszałam pomruk mówiący "Wejdź.", więc tak też zrobiła. Gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu zamarłam. Zdenerwowany Grey opierał ręce o blat biurka przez co górował nad.. nad Jasonem, który wyglądał na znudzonego tą rozmową.
Posłusznie opuściłam klasę zupełnie nie zwracając uwagi na prześladujące mnie spojrzenia uczniów będących już na lekcji.
Nieśpiesznym krokiem podreptałam na piętro, gdzie znajdował się gabinet pana Greya, dyrektora szkoły. Był to całkiem sympatyczny pan po czterdziestce. Czasami był spokojny do tego stopnia, że mnie to przerażało. Gdyby tak mógł chodź 5% tego spokoju oddać mojej chemiczce byłabym mu wdzięczna do końca życia.
Podchodząc do dużych, dębowych drzwi prowadzących prost do gabinetu pana Greya usłyszałam nieprzyjemny dźwięk jakiś krzyków. Czyżbym się myliła i jest coś co sprawia, że pan spokojny wybucha? Niepewnie zapukałam trzykrotnie do drzwi, po czym usłyszałam pomruk mówiący "Wejdź.", więc tak też zrobiła. Gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu zamarłam. Zdenerwowany Grey opierał ręce o blat biurka przez co górował nad.. nad Jasonem, który wyglądał na znudzonego tą rozmową.
- Oh, panno Morgan proszę. - dyrektor skinął głową na fotel zaraz obok tego, na którym siedział Jason.
- Nie chcę przeszkadzać. - szepnęłam podchodząc i zajmując miejsce na skórzanym fotelu.
Jason obleciał mnie wzrokiem zszokowany kilkukrotnie bardziej niż ja, po czym spojrzał w moje oczy i uniósł pytająco brwi. Tak, tak, ja też czasami mam kłopoty McCann.
- McCann. - ktoś jakby powtórzył moją myśl. - Jeszcze raz przyłapię cię na paleniu na terenie szkoły, a nie obejdzie się to bez poważnej rozmowy z twoimi rodzicami.
Jason potakiwał tylko, a jego twarz mówiła "marzę o tym by się już stąd wyrwać".
- A co do ciebie panno Morgan.. - westchnął dyrektor patrząc na mnie. - Nie mam pojęcia w jakim celu pani Delevinc cię do mnie przysłała, w końcu spóźnienie to nie koniec świata, a tym bardziej u osoby, której zdarza się to raz do roku.
Hm.. być może to dlatego, że pani Delevinc ma trochę nie równo pod sufitem?
- Ja także nie widzę w tym sensu proszę pana. - uśmiechnęłam sie do niego serdecznie.
- Mógłbym wysłać waszą dwójkę do szkolnej kozy, ale to logiczne, że pan McCann nawet się tam nie pojawi, a ty na to nie zasługujesz. - ponownie zwrócił się do mnie.
- Po prostu uciekajcie na lekcje. - kiwnął głową w stronę drzwi i zajął miejsce na swoim obrotowym, skórzanym fotelu za biurkiem.
Oboje z Jasonem opuściliśmy gabinet dyrektora.
- Palisz? W szkole? - spojrzała na szatyna gdy podążaliśmy po schodach w dół.
- Już nie, zarąbał mi fajki. - prychnął. - A ty się spóźniasz panno Morgan? - uśmiechnął się.
Wywróciłam na niego oczami zostawiając tę uwagę bez komentarza.
- Co masz teraz? - ponownie przerwał ciszę gdy zeskoczył z ostatniego stopnia. Dzieciak.
- Chemię, ale nie wolno mi wrócić do klasy, więc.. - wzruszyłam ramionami nie wiedząc jak dokończyć i usiadłam na jednej z ławek pod oknem.
- Ja powinienem siedzieć na historii, ale jakoś wcale mi się tam nie śpieszy. - zajął miejsce obok mnie. - Mało interesuje mnie to, że jakiś John Washington był pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Zaśmiałam się cicho. - Chyba chciałeś powiedzieć George Washington.
- Jak zwał tak zwał. - zaśmiał się ze mną.
Reszta dnia minęła w całkiem miłej atmosferze. Oczywiście nie obeszło się bez kilku sprzeczek z tą blond suką Jady, ale nie zamierzam całe życie zawracać sobie nią głowy. Ku mojemu zdziwieniu zaczęliśmy tworzyć zupełnie nową grupę społecznościową w naszej szkole. Ja, Beth, Briana, Jackob, Austin i oczywiście dusza towarzystwa Jason staliśmy się nie rozłączną paczką spotykającą się na każdej przerwie w jednym i tym samym miejscu.
*****
- Jestem mamo! - krzyknęłam przekraczając próg domu.
- Emma, co tak późno? - moja rodzicielka spojrzała na zegarek oplatający jej nadgarstek. - Jest prawie 20.
- Wybacz mamo, wybrałam się z dziewczynami do centrum i trochę nam sie przedłużyło.
- Płacę za twój telefon po to by móc się z tobą zawsze skontaktować. - skarciła mnie matka.
- Nie powtórzy się to- wywróciłam oczami. Hej, ja nie mam dziesięciu lat!
Nie czekając na jej zbędne komentarze wbiegłam po drewnianych schodach na górę do swojego pokoju. Rzuciłam torbę z książkami w kąt i opadłam zmęczona na łóżko. I wtedy.. mój telefon zaczął dzwonić. Dziękuję, że dajecie mi szansę na odpoczynek. - pomyślałam.
- Halo? - odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Austin wie. - bez przywitania burknął Jason.
- Nie rozumiem. - podniosłam się po pozycji siedzącej. - Co takiego wie?
- O nas. O tym, że nasz związek nie jest związkiem. - podniósł głos i dałabym sobie ręke odciąć, że właśnie krąży po swoim pokoju.
- Skąd wie? - zmarszczyłam brwi.
- Ja kurwa nie wiem. - warknął. - Jechaliśmy razem do domu i wtedy powiedział, że wie iż nie jesteśmy razem. Podobno to widać. - dało się wyczuć jak przewraca oczami.
- Poproś, żeby nikomu nie mówił. - wzruszyłam ramionami.
- Ty sobie żartujesz? - prychnęła. - Na chama wciskałem mu, że to nie prawda.
Przez chwilę oboje milczeliśmy.
- Mogłabyś się bardziej przyłożyć. - powiedział w końcu, a brzmiało to bardziej jak jakiś rozkaz.
- Słucham? Że to niby moja wina? - krzyknęłam do słuchawki.
- Tak! - syknął. - Czasami zachowujesz się jakby mój dotyk cię wręcz obrzydzał.
- Przepraszam, że nie jestem nauczona obmacywania się. - westchnęła poirytowana. - Może najlepiej pieprzymy się na szkolnym korytarzu, by każdy miał pewność, że tak, jesteśmy razem.
- Rewelacyjny pomysł, że też na to nie wpadłem. - prychnął drwiąco Jason.
- Wiesz co McCann? Nie chce mi się z tobą rozmawiać. - warknęłam po czym rozłączyłam się i rzuciłam aparatem telefonicznym o ścianę. Moja biedna komórka rozsypała się na większe i mniesz części.
________________________________________________________
Cześć moi mili ;* Na wstępie chcę przeprosić za tak długą nieobecność. Nie mam się przed wami jak tłumaczyć, zwyczajnie nie chciało mi się pisać. Ale obiecuję, że to wszystko nadrobię :)
Pozdrawiam i całuję - Angie ♥
Boski rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńŚwietny.;*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Mam nadzieję, że więcej nie spotkają nas takie przerwy :( <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny??
OdpowiedzUsuń