poniedziałek, 10 listopada 2014

Chapter 11.

Now we're on the bed in my room 
And I'm about to fill his shoes 
But you say 'no'
~ The 1975 ~ 


Nie pozwolę się tak traktować, jasne? To nie moja wina, że ON nie umie nawet udawać związku. Co by było gdybyśmy naprawdę byli razem? O czy ja w ogóle mówię, przecież to nie jest realne.
Plus, gdyby nie patrzeć to ja ratuję mu dupę przed Jady, która mimo tego, że cała szkoła żyje w przekonaniu, że ja i Jason jesteśmy razem do niego zarywa. Czy ta dziwka siadałaby mu na kolanach i obmacywała jego kutasa nawet jakby miał na palcu obrączkę? Szczerze? Myślę, że robiłaby to nawet na jego ślubie. Suka.
- Emma! - usłyszałam z dołu głos ojca.
Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez drzwi na korytarz.
- Tak? - zawołałam.
- Pozwól na moment.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół do salonu gdzie tata oglądał rozgrywki piłki nożnej.
- Co tam? - spytałam. 
Ojciec przewracał w dłoni słuchawką telefonu stacjonarnego.
- Pani McCann dzwoniła. Pytała czy mogłabyś zająć się dziś Jazzy.
- Jazzy ma brata. - skrzyżowałam ręce na piersi.
Przepraszam? Jason nie był łaskaw zająć się siostrą? 
- Który wychodzi. - odparł tata.
- Skąd wiesz, że ja nie wychodzę? - mruknęłam z grymasem.
- Wychodzisz. Do domu McCannów, nie bądź niegrzeczna. - spojrzał na mnie srogo przez co poczułam sie jak mała dziewczynka.
Wycofałam się z pokoju i pobiegłam na górę przygotować się, także emocjonalnie, na wyjście do domu Jasona.

*****
- Bardzo ci dziękuję Em. - uśmiechnęła się ciemnowłosa, niziutka kobieta zarzucając torbę na ramię.
- Emma. - poprawiłam ją, nie lubię być nazywana Em.
- Opieka nad Jazzy to przyjemność. - posłałam dziewczynce słodki uśmiech. 
Kobieta wyminęła mnie idąc do łazienki, a ja kucnęłam obok małej blondyneczki siedzącej na kanapie i bawiącej się figurkami rożnych zwierząt.
- Mamy dla siebie całe trzy godziny, co chciałabyś robić? - uniosłam brwi.
- Bądź księżniczka Delphin. - zachichotała podając mi figurkę różowego kucyka w spódniczce baletnicy.
Mogę być szczera? Nigdy nie wyrosłam z zabawy zabawkami. Wielokrotnie kiedy grzebałam w pudełku ze swoimi starymi rzeczami i natknęłam się na jakąś rozczochraną i brudną lalkę Barbie miałam ochotę grzebać dalej i znaleźć do niej zestaw mebli, które tata przywiózł mi z podróży gdy miałam sześć lat. Wtedy jednak przypominała mi się historia Briana Haltera, który w wieku piętnastu lat był posiadaczem jednej z największych kolekcji klocków Lego. Kiedy tylko jego sekrecik wyszedł na jaw pisali o nim chyba na każdym portalu społecznościowym. Co prawda chłopak krótko był pośmiewiskiem, bo już za kilka miesięcy odkryto żenujący sekrecik innej osoby i jej niszczono życie. Ludzie są okropni, racja? Gorsze jest to, że w większości przypadków ja także należałam do tej okrutniej części ludności. Tak, zdarzało się, że przyklejałam znajomym na plecy karteczki z napisem "Uszczypnij mnie" albo wylewałam atrament z długopisu na krzesło dziewczyny wiedzącej przede mną na matmie. Może gdyby nie kilka drobnych wybryków nie byłabym teraz jedną z popularnych osób w szkole i może nie siedziałabym właśnie w domu Jasona McCanna, który cały świat ma za nic i widzi tylko czubek własnego nosa. Cóż, życie nie zawsze jest różowe.  
- Mamo! - usłyszałam wołanie i dźwięk stóp uderzających o stopnie schodów.
Podniosłam się szybko i odwróciłam w stronę klatki schodowej. Jason przeskoczył kilka ostatnich schodków i staną jak wryty wpatrując się we mnie.
Pattie wybiegła z łazienki i zerknęłam to na syna, to na mnie.
- Co ona tu robi? - skinął na mnie głową.
Mam imię panie McCann, już go nie pamiętasz?
- Jason, to Emma. - zdziwiła się jego mama. - Ja muszę iść na spotkanie służbowe ty wychodzisz nie wiadomo gdzie, więc Emma zajmie się Jazzy. - kobieta wzruszyła ramionami po czym podeszła do córki, cmoknęła ja z domu i opuściła dom.
Jason skrzyżował ręce na piersi.
- Znowu pomyślisz, że jestem nieodpowiedzialny i ty musisz przychodzić opiekować się małą?
- Ja wiem, że jestem nieodpowiedzialny. - mruknęłam odwracając się i wróciłam do zabawy z dziewczynką.
Chłopak stał w miejscu patrząc się na nas, a raczej na mnie, jakbym właśnie spadła z księżyca. Jestem radioaktywna i świecę na zielono? To krępujące. Ten jego przeszywający wzrok. Jakby chciał przewiercić mnie nim na wylot. Tylko po co?
- Gapisz się na mnie jak na kretynkę. - szepnęłam nie patrząc na niego.
- Zastanawiam się czy warto przeprosić tę kretynkę. - odpowiedział tak jakby uczył się tego zdania na pamięć.
Spojrzałam szybko na niego.
- Może warto. Mogę ci się przydać. - wzruszyłam ramionami.
- Chodź ze mną na górę. - nie czekając na moją odpowiedź pokonał już kulka stopni.
Kiwnęłam do Jazzy by zaczekała momencik i podeszłam na schodów.
- Nie byłeś umówiony? - krzyknęłam za nim.
- Nie ważne. - odkrzyknął.
No okay, jak chcesz.
Weszłam do pokoju Jasona, w którym panował całkowity nie ład. Czy tędy przeszło tornado? Tylko brakuje krowy przewieszonej przez żyrandol i to byłoby pewne.
- Wymyśliłem nowy układ. - usiadł na swoim obrotowym krześle i odwrócił się na nim przodem do mnie.
- Słucham. - westchnęłam siadając na skraju łóżka gdyż reszta była zajęta przez jego porozrzucane ciuchy.
- Ludzie nie wierzą w nasz "związek" - tu palcami zrobił cudzysłów w powietrzu. - bo jesteśmy mało realistyczni.
- I? - uniosłam ręce by podkreślić pytanie.
- Bądźmy parą, prawdziwą parą.
Szczęka mi opadła.
- Co? - prychnęłam. - Żartujesz.
- Nie. - podniósł się z krzesła. - To byłby związek bez miłości, całkowicie pozbawiony wad, ale prawdziwy.
Westchnęłam krzyżując ręce na piersi. Kiepski plan.
- A jeśli ci się podobam?
- Śmieszne. - prychnął. - Gorzej jeśli ja tobie się podobam.
- Śmieszne.
- Widzisz? Związek pozbawiony uczuć. Ludzie w to uwierzą. - uśmiechnął się lekko. - Bo ustawiać sobie status "W związku.", a pokazać, że jest się w prawdziwym związku to dwie różne sprawy.
- Ale to do tej pory robiliśmy. Pokazywaliśmy światu, że jesteśmy w związku. - także wstałam z łóżka i podeszła bliżej Jasona. - Co teraz ma być inaczej?
- Wszystko. Będziemy zawsze blisko siebie, wychodzić popołudniami do kina, całować się publicznie, uprawiać seks i..
- Co?! - niemal wrzasnęłam. - Ty chcesz mnie tylko zaciągnąć do łóżka!
- Nie. - pokręcił szybko głową. - To związek czysto fizyczny bez emocji.
Dotknęłam swojego czoła. Czy ja śnię? Jeśli tak to to koszmar, czekajmy aż zaraz przez okno wskoczy nam do pokoju Voldemrt i stwierdzi, że chce się dołączyć do naszego układu.
- Przysięgam, że to wszystko będzie bez znaczenia. - dodał Jason.
Bez znaczenia. Miłość bez znaczenia, miłość bez miłości.
- Stoi.
______________________________________________________
Hejka naklejka ♥ Wróciłam, rozumienie? Jest mi przykro, nie planowałam tak długiej nieobecności. To miało być zupełnie inaczej. Powiedziałam sobie; dobra, zrobię sobie miesiąc przeryw, dwa miesiące, trzy miesiące, cztery.. i bardzo mi z tego powodu przykro. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział, że mam nadzieję, że już na początku grudnia. Wpadłam na genialną dalszą fabułę po obejrzeniu pewnego filmu i mam nadzieję, że wam się przypodoba.
Jeśli nie chcecie czytać, bo stwierdzicie, że oh zostawiłam was na ponad pół roku to już nie warto to bardzo mi przykro, ale wiem, że ja tutaj jestem sama sobie winna. Jednak zamierzam skoczyć to ff, a z wami będzie mi lepiej. Kocham, Angie xo

piątek, 25 kwietnia 2014

Chapter 10.

I wish time was still,
We'd stay righth here 
With time to kill in our hearts without chains
And if time was still
We'd have to fear, or scars tu heal..


- Jak miło, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością panno Morgan. - prychnęła moja nauczycielka chemii gdy spóźniona wbiegłam do klasy chemicznej. 
- Bardzo przepraszam, trochę zaspałam. - westchnęłam i próbując uniknąć jej wzroku chciałam przedostać się na swoje stałe miejsce. 
- Nie zamierzam tego tolerować. - podniosła na mnie swój oschły, a za razem lekko piskliwy głos. - Marsz do dyrektora i proszę nie wracać na lekcję, dzisiejszy temat za karę nadrobisz sama. 
Czy ta kobieta sobie ze mnie żartuje? Z tego co mi wiadomo wyrzucanie uczniów za drzwi jest karalne, ale nie chcę się z nią kłócić.
Posłusznie opuściłam klasę zupełnie nie zwracając uwagi na prześladujące mnie spojrzenia uczniów będących już na lekcji.
Nieśpiesznym krokiem podreptałam na piętro, gdzie znajdował się gabinet pana Greya, dyrektora szkoły. Był to całkiem sympatyczny pan po czterdziestce. Czasami był spokojny do tego stopnia, że mnie to przerażało. Gdyby tak mógł chodź 5% tego spokoju oddać mojej chemiczce byłabym mu wdzięczna do końca życia. 
Podchodząc do dużych, dębowych drzwi prowadzących prost do gabinetu pana Greya usłyszałam nieprzyjemny dźwięk jakiś krzyków. Czyżbym się myliła i jest coś co sprawia, że pan spokojny wybucha? Niepewnie zapukałam trzykrotnie do drzwi, po czym usłyszałam pomruk mówiący "Wejdź.", więc tak też zrobiła. Gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu zamarłam. Zdenerwowany Grey opierał ręce o blat biurka przez co górował nad.. nad Jasonem, który wyglądał na znudzonego tą rozmową. 
- Oh, panno Morgan proszę. - dyrektor skinął głową na fotel zaraz obok tego, na którym siedział Jason. 
- Nie chcę przeszkadzać. - szepnęłam podchodząc i zajmując miejsce na skórzanym fotelu.
Jason obleciał mnie wzrokiem zszokowany kilkukrotnie bardziej niż ja, po czym spojrzał w moje oczy i uniósł pytająco brwi. Tak, tak, ja też czasami mam kłopoty McCann. 
- McCann. - ktoś jakby powtórzył moją myśl. - Jeszcze raz przyłapię cię na paleniu na terenie szkoły, a nie obejdzie się to bez poważnej rozmowy z twoimi rodzicami. 
Jason potakiwał tylko, a jego twarz mówiła "marzę o tym by się już stąd wyrwać".
- A co do ciebie panno Morgan.. - westchnął dyrektor patrząc na mnie. - Nie mam pojęcia w jakim celu pani Delevinc cię do mnie przysłała, w końcu spóźnienie to nie koniec świata, a tym bardziej u osoby, której zdarza się to raz do roku. 
Hm.. być może to dlatego, że pani Delevinc ma trochę nie równo pod sufitem?
- Ja także nie widzę w tym sensu proszę pana. - uśmiechnęłam sie do niego serdecznie. 
- Mógłbym wysłać waszą dwójkę do szkolnej kozy, ale to logiczne, że pan McCann nawet się tam nie pojawi, a ty na to nie zasługujesz. - ponownie zwrócił się do mnie. 
- Po prostu uciekajcie na lekcje. - kiwnął głową w stronę drzwi i zajął miejsce na swoim obrotowym, skórzanym fotelu za biurkiem. 
Oboje z Jasonem opuściliśmy gabinet dyrektora. 
- Palisz? W szkole? - spojrzała na szatyna gdy podążaliśmy po schodach w dół.
- Już nie, zarąbał mi fajki. - prychnął. - A ty się spóźniasz panno Morgan? - uśmiechnął się. 
Wywróciłam na niego oczami zostawiając tę uwagę bez komentarza. 
- Co masz teraz? - ponownie przerwał ciszę gdy zeskoczył z ostatniego stopnia. Dzieciak.
- Chemię, ale nie wolno mi wrócić do klasy, więc.. - wzruszyłam ramionami nie wiedząc jak dokończyć i usiadłam na jednej z ławek pod oknem. 
- Ja powinienem siedzieć na historii, ale jakoś wcale mi się tam nie śpieszy. - zajął miejsce obok mnie. - Mało interesuje mnie to, że jakiś John Washington był pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych. 
Zaśmiałam się cicho. - Chyba chciałeś powiedzieć George Washington. 
- Jak zwał tak zwał. - zaśmiał się ze mną. 
Reszta dnia minęła w całkiem miłej atmosferze. Oczywiście nie obeszło się bez kilku sprzeczek z tą blond suką Jady, ale nie zamierzam całe życie zawracać sobie nią głowy. Ku mojemu zdziwieniu zaczęliśmy tworzyć zupełnie nową grupę społecznościową w naszej szkole. Ja, Beth, Briana, Jackob, Austin i oczywiście dusza towarzystwa Jason staliśmy się nie rozłączną paczką spotykającą się na każdej przerwie w jednym i tym samym miejscu. 

*****
- Jestem mamo! - krzyknęłam przekraczając próg domu.
- Emma, co tak późno? - moja rodzicielka spojrzała na zegarek oplatający jej nadgarstek. - Jest prawie 20. 
- Wybacz mamo, wybrałam się z dziewczynami do centrum i trochę nam sie przedłużyło
- Płacę za twój telefon po to by móc się z tobą zawsze skontaktować. - skarciła mnie matka.
- Nie powtórzy się to- wywróciłam oczami. Hej, ja nie mam dziesięciu lat!
Nie czekając na jej zbędne komentarze wbiegłam po drewnianych schodach na górę do swojego pokoju. Rzuciłam torbę z książkami w kąt i opadłam zmęczona na łóżko. I wtedy.. mój telefon zaczął dzwonić. Dziękuję, że dajecie mi szansę na odpoczynek. - pomyślałam.
- Halo? - odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Austin wie. - bez przywitania burknął Jason.
- Nie rozumiem. - podniosłam się po pozycji siedzącej. - Co takiego wie? 
- O nas. O tym, że nasz związek nie jest związkiem. - podniósł głos i dałabym sobie ręke odciąć, że właśnie krąży po swoim pokoju.
- Skąd wie? - zmarszczyłam brwi. 
- Ja kurwa nie wiem. - warknął. - Jechaliśmy razem do domu i wtedy powiedział, że wie iż nie jesteśmy razem. Podobno to widać. - dało się wyczuć jak przewraca oczami. 
- Poproś, żeby nikomu nie mówił. - wzruszyłam ramionami. 
- Ty sobie żartujesz? - prychnęła. - Na chama wciskałem mu, że to nie prawda. 
Przez chwilę oboje milczeliśmy. 
- Mogłabyś się bardziej przyłożyć. - powiedział w końcu, a brzmiało to bardziej jak jakiś rozkaz. 
- Słucham? Że to niby moja wina? - krzyknęłam do słuchawki. 
- Tak! - syknął. - Czasami zachowujesz się jakby mój dotyk cię wręcz obrzydzał. 
- Przepraszam, że nie jestem nauczona obmacywania się. - westchnęła poirytowana. - Może najlepiej pieprzymy się na szkolnym korytarzu, by każdy miał pewność, że tak, jesteśmy razem. 
Rewelacyjny pomysł, że też na to nie wpadłem. - prychnął drwiąco Jason.
- Wiesz co McCann? Nie chce mi się z tobą rozmawiać. - warknęłam po czym rozłączyłam się i rzuciłam aparatem telefonicznym o ścianę. Moja biedna komórka rozsypała się na większe i mniesz części. 
________________________________________________________
Cześć moi mili ;* Na wstępie chcę przeprosić za tak długą nieobecność. Nie mam się przed wami jak tłumaczyć, zwyczajnie nie chciało mi się pisać. Ale obiecuję, że to wszystko nadrobię :)
Pozdrawiam i całuję - Angie ♥ 


sobota, 15 lutego 2014

Chapter 9.

N-A-S-T-Y you're nasty
But baby I don't mind 
I love the way you're talking nasty,
You know you just my type..
~ Pixie Lott ~



~ Jason POV ~
Teraz powinienem wyznać jeden mały, tyci sekrecik. Emma Morgan. Tak, ta dziewczyna jest niesamowita. Zawróciła mi w głowie już wieki temu, ale tak samo wieki temu już z niej zrezygnowałem. Dlaczego? Może dlatego, że w naszej szkole obowiązuje zasada mówiąca, że trzeba być na "kimś" by móc się zbliżyć do szkolnej królowej. Jeśli mam być szczery, to każdorazowo, gdy tylko przechodziłem obok niej, a jej pięknie lśniące oczy spojrzały w moim kierunku dostawałem szału, ona sama w sobie zawsze doprowadzała mnie do szału. "Zawsze", ale nie teraz. Teraz mam ją tylko i wyłącznie za przyjaciółkę, dobrą przyjaciółkę.
I tę właśnie oto przyjaciółkę mam w swoich ramionach. Obejmuję jej drobne ciałko, a ona śpi. Jak mała dziewczynka. Delikatny uśmiech maluje się na jej twarzy, przez co wyglądała wyjątkowo uroczo.
Przeniosłem wzrok na zegarek, który wskazywał godzinę 8:54. Z jednej strony pasowałoby się ruszyć, a z drugiej, to mógłbym tak leżeć z nią do końca życia. Dziwne? Nie wydaje mi się.
Emma leżało odwrócona do mnie plecami, spokojnie oddychała, a jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Moja dłoń swobodnie spoczywałam na jej odkrytej talii gdyż, jej luźna koszulka uniosła się do góry. Tak, tak, sama się uniosła. Wtedy do głowy wpadł mi może nieco głupi pomysł, ale jestem facetem, ok? Mam dużo głupich pomysłów. Wychyliłem się lekko nad nią upewniając się, że śpi, w trakcie gdy dłonią sunąłem w górę jej ciała. Opuszkami palców gładziłem jej delikatną skórę na brzuchu wciąż sunąć wyżej. Otwartą dłonią dotknąłem jej lekko odstającego żebra. To było niesamowite jakie miała idealne ciało, figura godna modelki. Wystarczyło, że przesunąłem rękę odrobinę wyżej i od razu poczułem materiał jej stanika. Mimowolnie cwaniacki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Teraz pewnie pomyślicie, że jestem jakiś dziwny, ale co jest takiego dziwnego w tym co robię? W sumie nie robię niczego złego. Nie mogąc się powstrzymać położyłem delikatnie dłoń na jej piersi nie odwracając wzroku od jej twarzy.
- Jay.. - cicho westchnęłam ciemnowłosa. To nie było czymś normalnym, bo wystarczyło jedno westchnięcie by mnie podniecić, a zarazem zmrozić krew w żyłach. Już sobie wyobrażam co by się stało gdyby się obudziła. Uznałaby mnie za zboczeńca, który zwyczajnie obmacuje ją podczas snu. W ułamku sekundy wyjąłem rękę spod jej koszuli poprawiając ją. Brunetka chwilę wierciła się w miejscu po czym rozchyliła powieki i rozejrzałam się spokojnie po pokoju.
- Siem Em. - zachichotałem rozluźniając się.
- Słucham? - uniosłam brew. - Nigdy więcej tak nie mów, to straszne. - zaśmiała się cicho wyciągając.
Wywróciłem oczami. - Nie wiem jak ty, ale ja już się wyspałem.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy wybierając ubrania na dziś, po czym poszedłem do łazienki.

~ Emma POV ~
Gdy tylko Jason zniknął za drzwiami łazienki rozłożyłam się wygodnie na całej powierzchni jego niezwykle wygodnego łóżka. Ciekawe czy nie zechciałby się wymienić. Ja z przyjemnością oddam mu swoje. 
Leżałam tak dłuższą chwilę, gdy nagle przypomniałam sobie o czymś ważnym. 
- Jazzy. - mruknęłam sama do siebie i podniosłam się szybko, po czym udałam się do pokoju Jazzy, który znajdował się zaraz obok pokoju Jasona. Ku mojemu zdziwieniu dziewczynki w nim nie było. 
Zeszłam na dół i rozejrzałam się dookoła. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy gdy przez oparcie kanapy spostrzegłam małą blond główkę. Podeszłam po cichu do dziewczynki po czym zakryłam jej oczy dłońmi. Jazzy zapiszczała cichutko zabierając moje ręce.
- Emma! - zachichotała. - Już się wyspałaś? 
Zmarszczyłam brwi okrążają kanapę. Klęknęłam tuż przed dziewczynka opierając dłonie na jej kolankach.
- Skąd wiesz, że tu spałam? - uniosłam brew. 

- Chciałam obudzić Jasona, ale jak zobaczyłam, że śpi z tobą, to nie chciałam wam przeszkadzać. - wyszczerzyła się blondyneczka. To taki dziwny moment kiedy zaczynam się zastanawiać co może jej chodzić po głowie, ale przecież takie dziecko nie zdradzi mi swoich myśli.
Uśmiechnęłam się do niej po czym wstałam i udała się do kuchni.
- Głodna? - zawołałam. 

- Już jadłam. - odkrzyknęła Jaz. 
- Jak to? - spojrzałam w jej stronę. - Sama zrobiłaś sobie śniadanie?
Śniadanie nie. - pokręciła przecząco głową. - Kiedy nie mam mamy Jason mów, że mogę jeść co chcę. Zjadałam chrupki. - wzruszyła ramionami. 
Wywróciłam oczami. - Muszę sobie chyba z nim poważnie porozmawiać. - wróciłam do kuchni rozglądając się za czymś do jedzenia. 
Zajrzałam do lodówki i od razu pomyślałam o jajecznicy. Szybko wzięłam się za krojenie boczku i podsmażaniu go. Następnie wbiłam na patelnię parę jajek i po krótkiej chwili śniadanie było gotowe. Podzieliłam to na trzy porcje, które postawiłam na stole i zawołałam Jazzy. Dziewczynka przybiegła do stołu i od razu zaczęłam jeść z apetytem. Spojrzałam w stronę kuchennych drzwi czekając na Jasona, który najwidoczniej potrzebował specjalnego zaproszenia. Westchnęłam cicho i postanowiłam, że po niego pójdę. Kiedy tylko minęłam próg moje ciało odbiło się od czegoś większego przez co zostałam odepchnięta do tyłu, a w przodzie usłyszałam tylko ciche syknięcie. 
- Emma, cholera, jak chodzisz?! - warknął Jason trzymając się za nos.
- Boże, Jay strasznie przepraszam. - zakryłam usta dłonią widzą czerwoną ciesz wyciekającą je jego nosa. 

To już nie moja wina, że moja głowa znajduje się akurat na wysokości jego twarzy. 
- Chodź. - chwyciłam go za rękę i zaciągnęłam do kuchni. Od razu namoczyłam ręcznik zimną wodą. Podała go chłopakowi, a on przyłożył szybko ręcznik do krwawiącego miejsca. Jego oczy wrogo na mnie patrzyły.
- Nie patrz tak na mnie. - mruknęłam. - Nie zrobiłam tego celowo. 

- Gdybyś patrzyła jak chodzisz byłoby inaczej. - syknął. 
- Ale to był przypadek. - jemu naprawdę trzeba było tłumaczyć jak dziecku. 
- Nic się nie dzieje przypadkiem. - mruknął. 
Nie odzywając się już założyłam ręce na piersi i oparłam się tyłem o blat patrząc na niego. 
Jason spojrzała na Jazzy, która przyglądała się tej sytuacji zza stołu.
- Zrobiłaś śniadanie? - zwrócił się do mnie.
- Tak, bo ty przecież nakarmiłbyś Jaz słodkościami. - wywróciłam oczami po czym wyminęłam go i usiadłam przy stole. Zaczęłam jeść nie zwracając już uwagi na szatyna.
Gdy wszyscy skończyli jeść, nie uwierzycie, ale nawet pan McCann skusił się na normalny posiłek, sprzątnęłam ze stołu. Wyszłam z kuchni i podeszłam do ławy stojącej na środku salonu. Jazzy wiedziała przy niej na niedużym plastikowym krzesełku, a Jason na podłodze. Oboje w pełnym skupieniu siedzieli nad jakąś układanką. Uśmiechnęłam się widząc tak spokojną twarz Jasona. Nie owijając w bawełnę powiem, że to naprawdę przystojny chłopak. Tylko czasami zachowuje się jak małe dziecko, nie da się ukryć. Szatyn uniósł wzrok i jego oczy napotkały moje.
- Siadaj. - kiwną na mnie głową.
Podeszłam obok niego i spojrzałam na porozsypywane puzzle. Wzięłam jednego w rękę i dołożyłam do układanki dzięki czemu uformowała się pełna postać.
- Jason, mówiłam, że to będzie ten ciemnoto! - szturchnęłam go Jaz. - Więcej cię nie posłucham.
- Twój braciszek może i ma 19 lat, ale rozwój jego mózgu zatrzymał się w wieku 19 miesięcy. - zaśmiałam się.
- Pani mądra się znalazła. - prychnął rozbawiony chłopak.
Wywróciłam oczami po czym spojrzałam na zegarek stojący na kominku.
- Na mnie chyba już czas. - wstałam z podłogi.
- Poczekaj, odprowadzę cię. - mruknął cicho Jason i już chciał się podnieść, ale dotknęłam jego głowy nie pozwalając mu na to.
- Spokojnie, trafię do drzwi, a ty zajmuj się Jaz. - uśmiechnęłam się. - Widzimy się jutro w szkole, tylko nie zapomnij. 

________________________________________________________
Na samym wstępnie chcę przeprosić za tak długą nieobecność. Ostatnio czas strasznie szybko płynie. 
Nie mam zbyt dużo do powiedzenia o tym rozdziale, miał być trochę inny, ale chyba mi nie wyszło :/
PS. Chciałabym serdecznie zaprosić na blogi http://trust-only-urself.blogspot.com/  i http://iamnobodyinmymind.blogspot.com/ są naprawdę godne przeczytanie, polecam :)
Do następnego, Angie xX

wtorek, 7 stycznia 2014

notka


Cześć kochani!
Dostałam informacje, że coś jest nie tak z szablonem.. tak, to z mojej winy. 

Chodzi o to, że Angie (czyli ja, jakby ktoś nie wiedział) przyszedł do głowy pewien pomysł i postanowiłam wpleść go w tego bloga. Planowałam coś zupełnie innego, ale zadecydowałam, że wszystko zmienię. Zaczęłam od szablonu, źle mi się ustawił i niestety nie było widać + na komputerze stacjonarnym nigdy nie widać całego szablonu :) Może już zauważyliście, a jeśli nie to zachęcam do zajrzenia w bohaterów, w nich też dużo się zmieniło. Przede wszystkim główna bohaterka została zmieniona z Emily Rudd na.. sami zobaczycie xx

Rozdziały, które do tej pory się pojawiły nie ulegną zmianie, jednak moja wizja na część dalszą nieco tak.. mam tylko nadzieję, że spodoba wam się to co zaplanowałam. 
Kocham, Angie ♥

środa, 1 stycznia 2014

Chapter 8.

We're dancing in the red light
I can do it all night
It's your addiction
We don't need a reason.. 



*Wigilia* 
- Zostaw to. - Emma uderzyła moją dłoń gdy tylko wysunąłem ją po kawałek ciasta, który przed sekundą ukroiła i położyła na talerzu, który przepełniony był już po brzegi pysznie wyglądającym ciachem.
- No okej, okej. - ująłem to za żartobliwy gest i zaśmiałem się, co było wielkim błędem. 
- Jason. - szatynka westchnęła głośno. - Przyszedłeś tu, żeby doszczętnie zrujnować mi święta? 
Uniosłem brwi zaskoczony, ale zanim mogłem wydusić z siebie jakiekolwiek słowo dziewczyna znów zaczęłam wygłaszać swój monolog. 
- Zachowujesz się dzisiaj jak dziecko. Do prezentów doskoczyłeś jeszcze przed Jazzy, która ma lat 5, a ty 19. - wywróciłam oczami. - Przy stole zachowujesz się jak prosie, kto normalny je pierogi rękoma? Już nie wspominając o tym, że ryba, która powinna znajdować się na twoim talerzu z niewiadomych przyczyn wylądowała na mojej sukience. - warknęła pod koniec przemowy.
- Emi, daj spokój. - machnąłem ręką. - U mnie na Wigilii takie zdarzenia to normalka. - wzruszyłem ramionami.
- Ale u mnie nie! Myślałam, że już nic nie może zepsuć tego dnia, ale mojej mamusi zachciało się gości, mogła zaprosić pierwszego lepszego sąsiada to wybrała właśnie ciebie! Ratuje cię fakt, że nasze mamy bardzo się polubiły, gdyby nie to już dawno stałbyś za drzwiami, rozumiesz? - wyrzuciła ręce w powietrze, po czym chwyciła talerz z ciastem i wymijając mnie poszła do salonu, w którym odbywała się Wigilijna kolacja.
Ta dziewczyna chyba na za wiele sobie pozwala. Za kogo ona się do cholery ma?! Mógłbym iść teraz za nią  i wygarnąć jej wszystko co mi nie pasuje, ale to, że ona ma jakiś problem nie oznacza, że wszyscy muszą mieć zniszczone święta.
Bez słowa poszedłem do ganku, gdzie ubrałem buty i kurtkę po czym zwyczajnie opuściłem dom państwa Morgan.

******
~ Emma POV ~ 
- Hej tu znowu Emma, Jason oddzwoń do cholery, bo to nie jest śmieszne. - nacisnęłam czerwoną słuchawkę kończąc nagrywać się na pocztę głosową Jason'a.
Nie odzywał się. Nie odzywał się od dwóch tygodni. Aż tak go to zraniło? Cholerny dzieciuch. 

- Skarbie? - ocucił mnie cichy głos mamy.
- Tak? - uniosłam wzrok.

- Nie idziesz do szkoły? - spytała głaszcząc mnie po plecach.
- Idę. Jasne, że idę. - posłałam jej słaby uśmiech po czym bez zbędnych pożegnań wyszłam z domu. 
Szłam spokojnie drogą przed siebie w ten ponury dzień, który idealnie odzwierciedlał moje samopoczucie. 
Ludzie wokół mnie się uśmiechali, a ja? Ja nie umiałam. Ciekawe czyja to wina...
Szłam spokojnie przez długi i szary korytarz szkolny, ale coś było nie tak. Duże coś. Ludzie patrzyli na mnie. Patrzyli jak na wariatkę, jak na uciekiniera szpitala psychiatrycznego. 
- Emma! - usłyszała znajomy głos za sobą. Moje kochane dziewczynki.
Odwróciłam się na na mojej twarzy momentalnie zagościł uśmiech od ucha do ucha.
Briana i Beth podbiegły do mnie po czym obięły mnie mocno.
- Tak nam przykro. - wyszeptała Briana. 

- Czemu? - zmarszczyłam brwi odsuwając się od nich.
- Z powodu Jason'a. - odpowiedziałam za nią Beth. 

Że słucham?
- A co z nim? - zmarszczyłam brwi. 

- Nie słyszałaś? - zapytała zdezorientowana Bri. - Spotkał się wczoraj na imprezie z Jady i wracając z niej mieli wypadek samochodowy.
Że słucham, znów? Nie! Mówiłam, mówiłam, że ta suka przynosi pecha, ale mnie się nie słucha! Ale Jason.. nie proszę nie!
- Jak to się stało? - dopytywałam dziewczyny, których twarze nagle stały się mniej wyraziste. Makijaż spływał z nich twarzy, przez co powoli nie było widać ich policzków. 

- Hey! - krzyknęłam, gdy wszystko wokół zaczęło robić się rozmazane.. i zniknęło. 

- Jason! - obudziła się z krzykiem, dysząc. Rozejrzała się dookoła i zobaczyłam jedynie swój pokój. Te same różowe ściany, te same kremowe meble i to samo miękkie łóżko, w którym spałam.
- Emma! Do szkoły! - usłyszałam z dołu donośny głos mamy.
- Jason.. - wyszeptałam i zerwała się z łóżka. Podbiegłam do szafki, na której leżała moja komórka. Natychmiast ją odblokowała i wybrałam numer do Jason'a.
Jeden sygnał..
Drugi sygnał..
Trzeci sygnał..
Czwarty sygnał..
- Odbierz do cholery! - warknęłam do swojego telefonu.
- Emma? - usłyszałam jego zaspany głos w słuchawce. - Odebrałam.
- Jason? Jason, wszystko w porządku? - moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie skrzypienie łóżka.
- Tak, jest okej, ale po co mnie budzisz tak wcześnie rano? - ziewnął.
Szczerze? Kamień spadł mi z serca. To był sen, to tylko jakiś chory sen.
Westchnęła. - Opowiem ci w szkole.
- O kurwa. Jakiej szkole? To już dzisiaj? - w jego głosie wyczułam nutkę "paniki".
Zaśmiałam się. - Tak, nie chce mi się iść, ale mama mi nie pozwoli zostać w domu.
- Moja nawet nie wie, że dzisiaj idziemy do szkoły. - zaśmiał się swoim ochrypłym głosem. - Wyjdź z domu i przyjdź do mnie.
Chwila zastanowienia.. po co ja się w ogóle zastanawiam. - Jasne. Będę za 15 minut. - rozłączyłam się.
*****
- Cześć skarbie. - miło przywitała mnie mama Jason'a.
- Cześć. Jason jest? - spytałam. Przecież nie powiem jej, że już się umówiliśmy, co nie? Pomyślałaby, że Jason tak wcześnie wstaje.
- Jasne, ale jeszcze śpi. - zaśmiała się kobieta. - Idź na górę go obudź.
Skinęłam lekko głową i zdjęłam buty ze stóp. Już chciałam wbiegnąć na piętro po schodach, gdy..
- Emma, pozwolisz, że wyjdę na zakupy? Jazzy jeszcze śpi, jak się obudzi zajmiesz się nią? - spytała cicho kobieta.
- Tak, oczywiście. - nie czekając na jej reakcję pobiegłam po schodach na górę.
Otworzyłam drzwi prowadzące do pokoju Jason'a i zajrzałam przez nie. Chłopak leżał na wielkim łóżku, którego był właścicielem. Biała pościel okrywał go do pasa, a górna partia ciała została nie okryta, przez co mój wzrok powędrował na jego bosko wyrzeźbiony tors. Wspominałam już, że nie miał na sobie koszulki? Jego włosy były w kompletnym nieładzie przez co wyglądał jak mały, niewinny chłopiec.
- Co tak podziwiasz? - wymamrotał chłopak powstrzymując usta od ułożenia się w ten jego cudowny uśmieszek.
- Ciebie zgrywusie. - weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- To nie podziwiaj tylko chodź tu. - odsunął się trochę na bok robiąc dla mnie miejsce.
Zaśmiała się pod nosem i bez wahanie wskoczyłam na łóżko kładąc się obok szatyna.
- Wyspana? - spojrzał na mnie uśmiechając się.
- Nie. - mruknęłam. - Miałam zły sen, strasznie zły.
Jason podniósł się lekko na łokciach by się do mnie przysunąć. - Opowiesz mi?
- Nie teraz, teraz chcę o nim zapomnieć. - uśmiechnęłam się słabo i wtuliłam w jego ciało.
- Emma.. - oplótł swoje ramie wokół mojego ciało. - Przepraszam, za tę Wigilie.

____________________________________________________________
Zacznę od tego.. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU <3
Bardzo chciałam dodać rozdział do końca 2013 roku, ale nie udało mi się... przepraszam..
Napisała go w 1,5 h. liczyłam na to, że zdążę przed końcem roku, ale wiecie.. szampany, fajerwerki, petardy, życzenia noworoczne i tak jakoś zeszło 20 minut..
Zostawiam go do waszej oceny, liczę na komentarze :)